28 października 2017

Linia to byt abstrakcyjny

Linia jest środkiem, za pomocą, którego człowiek zdaje sobie sprawę z wrażenia światła na przedmiocie, ale nie ma linii w naturze, która jest pełna: bo modelując, dopiero rysujemy, tzn. wydobywamy rzeczy z otoczenia, w którym się znajdują.


Balzak, Le chef d’aeuvre inconnu

Beata Wąsowska, Popołudnie z kotami, obraz olejny, malarstwo



Nie stosuję tego środka w obrazach, rzadko też można obwieść przedstawiane przeze mnie formy konturem. Trudno określić, granicę formy. Plamy koloru nie kończą się "ostro", ale i nie przechodzą płynnie w inny kolor. Nie sposób oddzielić jednej plamy od drugiej. Zawsze któraś jest "pokrzywdzona", któraś traci, aby zyskać mogła ta, którą próbujemy wyodrębnić.
Powyżej pokazuję fragment obrazu "Popołudnie z kotami". Fragment przedstawia stół, na którym coś leży. Nie można być pewnym, że widzimy stół. Domyślamy się tego, bo znajduje się przed kobietami, no i siedzą na nim trzy koty. Tak naprawdę może to być dowolna podpora - półka, murek albo cokolwiek za czym można stanąć. A jeśli widzimy jedynie ten fragment, to równie dobrze możemy "zobaczyć" łąkę, lub pole, a na nim "coś" co ma okrągły kształt. Może siano na polu, mogą być owoce na stole. Cokolwiek "zobaczymy", nie będzie nam łatwo obrysować tego linią, wyodrębnić z tła.
W kilku miejscach pojawia się czerwona linia. Obwodzi ciemne plamy zieleni i błękitu. Linia po lewej stronie jest jasno-zielona. Ani linie, ani plamy, ani kolory niczego nie udają. Nie są iluzją rzeczywistych przedmiotów. Są podpowiedzią, sugerują, że odpowiedzi musimy szukać w formach okrągłych (plamy, które zostały obwiedzione konturem wcale nie są tak regularnie okrągłe).
No więc, mamy nieregularne plamy, niejednorodnie barwne. Zostały wyodrębnione (wybrane) z tła w dwojaki sposób: za pomocą jasnej barwy tła i obwiedni. Nic nie tłumaczy koloru obwiedni, ani jej kształtu. Nic nie tłumaczy rozkładu  kolorów w plamach kojarzących się z kołami, sugerujących owoce albo dowolną rzecz. Kolory nie służą opisowi, nie "lokują" w przestrzeni, nie mówią o oświetleniu.

Zredukowałam funkcję koloru i formy (linii) do absolutnego minimum. Środki te świadczą jedynie o tym, że COŚ istnieje - istnieje na obrazie. Nie wiemy czy istniało jako model (zaobserwowane rzeczy, zjawiska, doznania), czy było wyobrażone, wymyślone. Nie wiemy nic. Ale widzimy COŚ. Nasz umysł wymusza interpretację, chcemy wiedzieć co widzimy, czym jest to, co widzimy. Czujemy się źle, kiedy nie znajdujemy odpowiedzi, kiedy obcujemy z czymś czego nie rozpoznajemy, nie potrafimy sklasyfikować, z tym co jest nieoswojone. 

Ja także czuję się źle w takiej sytuacji, a mimo to zamiast wychodzić na przeciw widzowi utrudniam mu "rozpoznanie". Zapytacie "dlaczego?".

Nie ścigam się z fotografią, nie czuję się reżyserką spektaklu nazywanego życiem. Nie interesuje mnie upiększanie. Interesuje mnie odpowiedź na pytanie o zasadę wszystkiego. Nie próbuję przedstawić wycinka znanej mi rzeczywistości, ale rzeczywistość. Taką jak ją postrzegam - niepoznawalną, przytłaczającą ogromem możliwości (wariantów, opcji, chaosem), agresywną, nieczułą, pustą i pełną jednocześnie. Rzeczywistość, w której wszystko istnieje symultanicznie: ład i bezład i nic nie jest doskonałe i skończone. Bo dla mnie skończone oznacza martwe. Świat (Wszechświat) jest nieskończony, nieprecyzyjny, niedoskonały. Nie jest idealny, dlatego kiedy maluję obraz unikam stwarzania wrażenia perfekcyjności. Próbuję uchwycić prawdę o świecie, a nie obraz idealnego świata.

Po co jest sztuka? Po co powstają moje obrazy?
Na pierwsze pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam.
Moje obrazy są kluczem, a właściwie wytrychem. Chodzi mi o to, by wyzwoliły wyobraźnię i pomogły odbiorcy otworzyć drzwi świadomości. 

Wróćmy do przedstawionego fragmentu.
Widzimy "coś". Możemy to "coś" zignorować lub rozważyć. Jeśli chcemy przejść na kolejny poziom, musimy określić co to jest.
Aby to zrobić, przeszukujemy pamięć. Nasuwają się różne skojarzenia, ale jak pisałam wcześniej zredukowałam przedstawienie do minimum, do kolorów i form niepowiązanych logicznie. Są delikatne sugestie, ale mogą prowadzić w różne strony.
Dociekliwy odbiorca nie da za wygraną, nie odda pola bez walki. Znajdzie odpowiedź. To, co zobaczy w moim obrazie, nie będzie tym, co ja namalowałam, przedstawiłam. Widz poprzez mój obraz uzyska wgląd w samego siebie. To oczywiście nie uprzyjemni mu czasu i nie upiększy mieszkania, ale jeśli samopoznanie jest dla niego wartością, ze spotkania z moimi obrazami wyjdzie bogatszy, wzbogacony o wiedzę o samym sobie, wiedzę która jest najważniejsza, nawet jeśli codzienność temu przeczy.

Beata Wąsowska